Ogłoszenia (27-09-2009)


Tja... Szablon nadal w budowie. Zapodziałam gdzieś kartkę z rysunkiem na nagłówek. Uwr. Trudno, znajdzie się, nie takie rzeczy się już gubiło, hehe.
Przed państwem rozdział pierwszy, w którym to dowiecie się, czym właściwie jest Denaconn, poznacie też kilku ważniejszych i mniej ważnych bohaterów opowiadania. Hmm... To właściwie tylko taka "rozkręcajka", ale jest niezbędna do zawiązania konkretnej akcji.
Tak przy okazji: pierwszy raz opisuję scenę batalistyczną, żywię nadzieję, że ma to ręce i nogi. Piszcie, co sądzicie, wyłapujcie błędy. Z góry dziękuję.

niedziela, 30 sierpnia 2009

PROLOG

Ciemne chmury z wolna opanowywały całe niebo. W tej właśnie chwili niespiesznie pożerały księżyc, leniwie okrywając jego nieregularne kształty mglistym całunem. Wreszcie mrok spowił cały las, pozwalając szeregowi wysokich i smukłych sylwetek przemykających między drzewami niczym cienie na jeszcze doskonalszy kamuflaż. Ich ciężkie, czarne płaszcze nie tylko chroniły przed niepożądanymi spojrzeniami, ale także stanowiły osłonę przeciwko natrętnym owadom, których o tej porze roku wszędzie było aż nadto. Podróżnicy mogli więc wędrować w spokoju.

Wreszcie ścieżka wyprowadziła grupę tonących w mroku postaci na łąkę. Ciepły powiew wieczornego wiatru smagał łagodnie ich osłonięte kapturami twarze. Wysoka, sucha trawa zaszeleściła delikatnie pod ich stopami, podczas gdy świerszcze, przerażone wkroczeniem takich olbrzymów do ich miniaturowego królestwa, zmieniły raptownie ton wygrywanej melodii, aby zmylić najeźdźców i skierować ich w jakieś mniej istotne strategicznie miejsce.

Ciemność oraz ukształtowanie terenu nie pozwalały sięgnąć wzrokiem dalej niż na leżące kilkanaście metrów od wędrowców wzgórze. Pomimo kiepskiej widoczności, na szczycie wzniesienia dało się dostrzec sylwetki dwóch ludzi. Jeden z nich siedział wyprostowany, bezustannie obracając głowę na różne strony, prawdopodobnie obserwując otaczającą go łąkę. Drugi stał, polerując dzierżoną w dłoniach broń z daleka wyglądającą na myśliwską strzelbę. Najwyraźniej obaj na coś czekali. Albo na kogoś. I wcale nie zdawało się, by mieli pokojowe zamiary wobec wypatrywanego przybysza.

W reakcji na taki widok, podróżnicy zatrzymali się, skupiając się na chwilę w zwartą grupkę. Zamienili ze sobą kilka słów, po czym jeden z nich ruszył ku czatującym na wzgórzu mężczyznom. Lufa strzelby błyskawicznie zwróciła się w stronę nadchodzącego śmiałka.

– Stać! – zawołał ostrzegawczo jeden z wartowników. Jego głos był mocno zachrypnięty i niezbyt przyjemny dla ucha. – Kim jesteście, skąd przychodzicie, ilu was jest, dokąd zmierzacie i czego chcecie?

Zakapturzony starzec nie przeraził się widokiem strzelca. Nie czuł się również zdezorientowany taką ilością pytań zadanych w tak krótkim czasie. Nie tracąc spokoju, ruszył w kierunku dwóch obserwatorów.

– Nie mamy złych zamiarów – rzekł głębokim, czystym głosem, widząc że ręka trzymająca strzelbę lekko zadrżała. – Imię moje jest Samuel Goldwing. Przybywamy z naszego domu z poselstwem do króla Stefana, a jest nas czworo, wliczając mnie.

Nieuzbrojony wartownik szepnął strzelcowi coś na ucho. Ten kiwnął głową i niepewnie opuścił lufę.

– Podejdź pan bliżej i zdejmij pan ten kaptur – nakazał, wykonując energicznie przywołujący gest dłoni.

Starzec niechętnie postąpił jeszcze kilka kroków naprzód. Wyuczona latami doświadczeń podejrzliwość ostrzegała go przed możliwą zasadzką. Należało za wszelką cenę zachować czujność. Zbliżył się na odległość mniej więcej trzech metrów, po czym ściągnął kaptur. Nieco przydługie, srebrzystobiałe włosy i broda zalśniły w świetle kaganka rozpalonego pospiesznie przez drugiego wartownika. Po chwili spomiędzy rozchylonych pół czarnej peleryny błysnęły jedwabne, czerwonozłote szaty współgrające z wysokim nakryciem głowy oraz częściowo zasłaniana nimi zbroja. Dwaj mężczyźni, oszołomieni takim rozbłyskiem barw, przez moment odnieśli wrażenie, jakby ukazała im się jakaś boska istota.

– Czy teraz ja mógłbym poznać powód, dla którego tu przebywacie? – zapytał uprzejmie Samuel, wyrywając obserwatorów z mijającego już szoku. Pod maską tego tonu nadal krył się niepokój.

Teraz mógł jednak chociaż przyjrzeć się napotkanym ludziom. Powiernik starej myśliwskiej strzelby był chudym wyrostkiem z kilkudniowym, młodocianym zarostem zdobiącym jego wynędzniałą twarz. Wklęsłe policzki w połączeniu z podkrążonymi oczami oraz tłustymi, nieczesanymi od wielu dni włosami czyniły go podobnym do zbira. Ten z kolei, który niósł ze sobą kaganek, miał na własność także spory brzuch oraz łysinę. Obaj mężczyźni, ubrani w pasterskie łachmany, sprawiali iście groteskowe wrażenie, zwłaszcza w kontraście z dumnie wyprostowaną sylwetką wysokiego starca.

– Widzisz pan, zbóje i bandyty – burknął szorstko otyły człowiek. – Gnoje jakieś po nocach się nam na pastwisko zakradają i kozy kradną, tośmy dzisiaj zwierzaki w stajniach pochowali i sami się przyczaili.

Uniósł kaganek nieco wyżej. Blask płomienia zamigotał na twarzy starca. Przecinające ją głębokie bruzdy nie szpeciły jej, a wręcz przeciwnie: nadawały szlachetności i budziły mimowolny szacunek. Pasterz wychylił się delikatnie na bok, próbując wypatrzyć za jego plecami pozostałych podróżników, jednak dostrzegł tylko czerń nocy. Natychmiast powrócił do poprzedniej pozycji. Nie uszło to uwadze Samuela, który nieznacznie ściągnął wargi.

– Nie za dobre miejsce wybraliście sobie na nocną wartę – zauważył. – W takich ciemnościach ze szczytu wzgórza nie widać nawet całej łąki, za to was dostrzec nietrudno.

Chudy wyrostek machnął ręką, uprzednio oparłszy strzelbę o swój bok.

– Bo nie spodziewaliśmy się takich chmur, dlatego teraz nic nie widzimy. A nas to byście też nie zauważyli, gdybym nie chciał wstać i nóg rozprostować. – Samuel już prawie wtrącił, że spostrzegł także siedzącego wartownika, jednak w porę się powstrzymał, decydując się na niewdawanie się w dyskusję z pasterzami. – A poza tym, to to i tak najlepszy punkt widokowy w okolicy, a i zbóje od was więcej hałasu robią pewnie. A i ciebie, panie, szybko zauważyliśmy i o mało się pan pod pocisk nie władowałeś, o! – strzelec zakończył swą argumentację najlepszym atutem, na jaki było go akurat stać.

Starzec zaczął się zastanawiać, czy takie gadanie wynika ze źle przygotowanego kłamstwa, czy też ze zwykłej prostoty myślenia wiejskiego pasterza. Zmierzył wzrokiem dziwacznych stróżów. Zauważył, że mężczyzna z kagankiem wyglądał na zdenerwowanego. Jego twarz stawała się jeszcze bledsza, gdy padało na nią przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu Samuela. Wreszcie wędrowiec zdecydował się odejść. Ukrył twarz pod kapturem, owinął się czarną peleryną i odwrócił się od podejrzanych mężczyzn, nadal nie tracąc czujności.

– Do jasnej cholery, jesteś pan Goldwing, czyż nie?! – warknął z pretensją w głosie oświetlający go człowiek, widocznie nie mogąc już wytrzymać. Starzec odwrócił głowę i spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, w milczeniu oczekując dalszego ciągu wypowiedzi. – Nie możesz pan użyć tej magii, tego no... czary-mary – obserwator pomachał bezładnie rękami – żeby pomóc nam nakopać tym bandytom?!

Samuel całą siłą woli powstrzymał się od prychnięcia. Magia. Nie lubił tego słowa. Ludzie przejawiali zdumiewającą skłonność do uogólniania. Dla nich taką samą magią były kuglarskie sztuczki iluzjonisty, taką samą magią były wyczyny bohaterów popularnych powieści, w których znajomość reeańskiej łaciny wystarczyła, by móc kontrolować wszystko, co potrafili określić zaczerpniętymi z niej słowami, taką samą magią była wreszcie prawdziwa moc, możliwa do opanowania tylko poprzez wnikliwe studia nad złożonością Wszechświata oraz zachodzącymi w nim przemianami. Z drugiej strony, irytacja starca musiała ustąpić zrozumieniu. Ciężko wymagać dostrzeżenia takich różnic od prostego człowieka, który nawet sunący po niebie meteor i tęczę uważał za działanie sił nadprzyrodzonych.

– Przykro mi, ale nie mamy czasu na takie opóźnienie. Nasza sprawa jest pilna, zamierzamy dotrzeć na dwór królewski jeszcze przed południem – wyjaśnił.

Chociaż nie skłamał, wypowiadając te słowa, nie był to jedyny powód, dla którego wolał po prostu odejść. Mieszanie się w ludzkie konflikty nigdy nie kończyło się dobrze. Prosty lud cieszyła brutalność i przemoc, z jaką jego przedstawiciele traktowali swych wrogów, a od której Goldwingowie stronili, używając jej tylko w razie konieczności. Tacy ludzie okazywali sobie nawzajem niezwykłe wręcz okrucieństwo, przy okazji nakłaniając do tego samego wszystkich swoich sprzymierzeńców. Zazwyczaj w trakcie takich sporów stawało się jasnym, że byli nie lepsi od tych, których oskarżali o chciwość czy bestialstwo. Z kolei już po rozładowaniu napiętej sytuacji zaskakująco szybko zapominali o przyjaciołach w biedzie. Lepiej żeby sami rozwiązywali swoje problemy, nie uważając za święty obowiązek Goldwingów pomagania im w każdej bezsensownej niesnasce.

– Aha... Szkoda... – mruknął niezadowolony pasterz, patrząc na Samuela z takim wyrzutem, jakby obiecany mu zbawiciel właśnie podziękował za współpracę.

Starzec zupełnie się tym nie przejął. Właśnie takiej reakcji się spodziewał. Było dokładnie tak jak zawsze. Z wolna obrócił się w stronę towarzyszów, po czym ruszył w obranym kierunku.

Jego uwagę przykuł ostry, męski okrzyk wydobywający się z lasu, do skraju którego zmierzał. To z pewnością nie mógł być głos żadnego z Goldwingów. Nim z twarzy Samuela opadło zdziwienie, za jego plecami rozległ się dźwięk wystrzału, a płuca przeszył straszliwy ból. Z oddali dobiegł go przerażony kobiecy krzyk. Gdzieś pomiędzy odległymi drzewami błysnęło kilka snopów oślepiającego światła. A jednak to była zasadzka, pomyślał, przeklinając się w duchu za to, że jednak dał się zaskoczyć. Opadł na kolana. Usiłował złapać oddech, ale coś zdawało się siłą wydzierać z niego powietrze, wywołując niewyobrażalne cierpienie. Spróbował odetchnąć, lecz tylko zakrztusił się własną krwią. Pogodził się z tym, co wydawało się już oczywiste. To koniec. Nie zamierzał jednak po prostu odejść. Skupił resztki swej energii na rozedrganiu cząstek rosnącej wokół trawy. Udało się. Powstały ogień z łatwością rozprzestrzenił się po suchych zaroślach, tworząc wokół starca oraz zbliżających się do niego oprawców płonący krąg o ścianach wysokich i grubych niczym potężny mur. Przerażony wrzask, jaki wydobył się z gardła stojącego za nim wyrostka, przyniósł mu mściwą satysfakcję, za którą natychmiast sam siebie zganił. Potem było już cicho.

17 komentarzy:

  1. Zapowiada się nieźle ;]
    Nie czytałam tego na DA, przyznam ^^'
    Czekam na rozwój, Elise! ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, stronka do czytania lepsza jest :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no:D Ja też wolę ze stronki czytać. Ci pasterze mnie rozwalili, heh, te ich teksty;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehehe, starałam się je stylizować na język prostych chłopków i coś takiego wyszło xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty chyba w kulki lecisz?! Co z Ocenami na szali?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ze wstydem przyznam, że w czasie wakacji nie miałam czasu nawet ich odwiedzać, a teraz mam sporo innych rzeczy na głowie :/
    Argh, nie wiem, czy nie zrezygnować, albo chociaż nie wziąć urlopu do końca roku WYYBAACZ mi za to T_T Opowiadanie mogę pisać w szkole, a czytać czegokolwiek dłuższego, a tym bardziej oceniać nie mam jak :( W dodatku jak ostatnio zobaczyłam, co blog.pl zrobił z szablonem, dopadła mnie słabość =.= Ja już chyba tracę siły na ten cholerny serwis, ale nie chcę się znoru przenosić...
    Zaniedługo coś tam napiszę, słowo! Może nie ocenę, ale chociaż ogłoszenie o przyczynach mojej nieobecności. I zaaktualizuję linki xP

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, no ocenialnia już dawno umarła. Chodzi mi tylko o to, żebyś w miarę możliwości doprowadziła do stanu odpowiedniogo szablon bo mam jeszcze kilka blogów tam do oceny i tak głupio jak to wszystko takie zaniedbane jest. Niech zostanie ocenialnia zamknięta z godnością, a oceny, które tam są niech trwają i mają się dobrze. Ja już dawno przeniosłam się do Ławy przysięgłych. Oceniam tylko na ONS tych, którzy sobie tego życzyli z mojej kolejki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tutaj może być problem, bo nie mam zielonego pojęcia, jak naprawić szablon. Hatemel nagle fiknął i wszystko się wysypało...

    OdpowiedzUsuń
  9. To może chociaż zastępcze tło czy coś? Bo jest dziwnie...
    A tak na marginesie zapraszam na Zło konieczne:) zlo-konieczne.blog.onet.pl Możesz się zareklamować, może znajdziesz ocenialnie dla siebie, albo wybierzesz jakąś żeby ocenili Twoje opowiadanie:) Taki twór założyłam i wszyscy się cieszą:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Póki co nie zanosi się, żebym gdzieś się zgłaszała :) Opowiadanko musi troszkę nabrać treści :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie że znowu coś piszesz ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Hehe, a mogę wiedzieć, kto napisał ten komentarz? :D
    Żeby nie być anonimowym, na wyborze profilu wystarczy kliknąć Nazwa/adres URL i wpisać nicka oraz stronę (to drugie nie jest obowiązkowe, można pominąć ^^).

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam, nie wiem jednak, czu uda mi się zamieścić tutaj komentarz - jeśli nie, wstawię go na swoim blogu, pewnie przeczytasz. Albo i nawet w ogłoszeniach. Mam kolegę, który ma bloga na blogspocie i nigdy nie udało mi się wysłać mu komentarza - no cóż, zobaczymy czy tym razem dam radę. Łuhu!

    Opowiadanie... kurde, Elise, aleś Ty poszła do przodu z pisaniem?! Czy to tylko ja stoję w miejscu albo wręcz się cofam? Przecież to było cudne, naprawdę, ta aura tajemniczości, las, język pasterzy, opanowana postawa maga - coś pięknego, z chęcią przeczytam dalej - tyle mogę powiedzieć na razie. I aj, naprawdę świetnie się to czytało ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A jednak się udało :D Możliwe, że komentarzy na tamtym blogu nie udawało Ci się przesyłać dlatego, że ich zamieszczanie wymaga weryfikacji obrazkowej, która pojawia się tylko po wciśnięciu przycisku "Podgląd". Zdając sobie sprawę z tej głupiej niedoróbki Blogspota, zabezpieczenia powyłączałam, żeby nie robić nikomu problemów. Być może chodzi też o to, że komentować mogą tylko zalogowani. Opcję tę można zmienić w ustawieniach bloga ^^

    Czy ja wiem, czy tak poszłam do przodu? Jakoś tak mi się machnął ten rozdział i nie wydaje mi się wcale taki idealny ^^ No, a Ty wcale się nie cofasz: Twoje opowiadania czyta się coraz przyjemniej :D
    Nowy rozdział nie wiem, kiedy dam. Na razie mam z półtorej strony, a jeszcze nawet nie dokonałam ekspozycji bohaterów xD

    OdpowiedzUsuń
  15. O, no, możliwe, bo u niego ostatnia dostępna opcja to bodajże "OpenID", a u Ciebie są jeszcze dwie niżej ^^

    O, a ja dodałam nowe opowiadanie i zastanawiam się czy dobrze zrobiłam, bo jakaś taka nie do końca przekonana co do niego jestem ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzięki za powiadomienie o tym, że znowu zabrałaś się za pisanie. Wiesz co, tak się składa, że Cię pamiętam - naprawdę dziwne. -.-' O Forgotten Spirits się nie zapomina. ^ ^ W każdym razie dziękuję za krytykę na http://szczegolny-przypadek.blog.onet.pl Co do Twojej twórczości... Wstęp i przedstawienie świata cudne. Szczególnie spodobała mi się wizja księżyca. Postać służącego Roberta - w porządku. Jego wąsy? Mniej, bo zapewne mają służyć rozbawieniu czytelnika, a mnie bawiły średnio... Raczej spowodowały, że uniosłam w górę brwi i mruknęłam: aha. No cóż...
    To, co mi się podoba, to postać Teodora, chociaż na razie wcale się nie pojawił. Mona także jest bardzo ciekawym charakterem - dziewczynka naznaczona klątwą to może banał, ale jak najbardziej w moim stylu. Kapitan jak najbardziej w porządku, choć mogę go określić na razie tylko hasłem"dobry z niego człowiek" i wątpię, by to się zmieniło w dalszych rozdziałach. I co? I co jeszcze? I oczywiście demony, co przypomina mi niezmiernie o Twoim poprzednim opowiadaniu.
    Życzę zatem powodzenia i...
    No i co?
    I będę wpadać, licząc na wzajemność. xD

    OdpowiedzUsuń
  17. Cóż, nie wszędzie się utrafi, zwłaszcza mając takie poczucie humoru ^^ Mimo wszystko, fragment ten pozostawię bez zmian, żeby służył za "rozluźniacz sytuacji".
    Hehe, ależ ja nigdzie nie napisałam, że Mona została naznaczona klątwą :D Obecnie cierpi z powodu silnego zatrucia i ma majaki.
    Podejrzewam, że szajba na punkcie anielsko-demonicznych tak szybko mi nie minie, za co całą winą należy obarczyć DMC xD Specjalnie zapytałam Zjawę o możliwość dodania świata zamieszkałego w dużej mierze przez takie istoty do Wszechświata Reliamu - i stąd właśnie wziął się Denaconn :D

    OdpowiedzUsuń